O Kindze

I
(…..) Kinga biegła, płacząc i boso, dla strasznej spadzistości, gdzie noga ciągle się ślizga. Więc sobie poraniła nóżki, ścieżkę znacząc krwią i łzami. A kędy padała łza, wyrósł goździk biały, kędy kropla krwi – czerwony. A u stóp Pienin zaraz na brzegu Dunajca wysiadłszy, gdy stąpiła na wielki kamień, opoka twarda zmiękła i pozostał ślad stopy jej, wyraźnie wyciśnięty, a z pod kamienia, na którym gorzko zapłakała, wytrysło źródełko słonawej wody.
Inni opowiadając, że przekląwszy krościeńczan, żaliła się na niewdzięczność ludzką, skargi swe pisała palcem na kamieniu. Kamień do dziś nosi ślady jej pisanych żalów. A ludzie, żałując swej złości , postawili tam kapliczkę.

II
…Św.Kinga, uciekając, ledwie żywa, nie wiedziała już do kogo zwrócić się o pomoc. Niedaleko Kroscienka , nad Dunajcem, siał właśnie góral pszenicę przed zimą. Wtem posłyszał hałas – spojrzy, atu Bierzy tłum niewiast w czarnych szatach, poprzedza je ksiądz, niosąc Krzyż Pański. Gdy podskoczył ku nim, wysunęła się jedna z niewiast i rzekła: - Dobry wieczór wam człowiecze! A cóż tak późno robicie? - Sieję, odrzekł góral, - Szczęść ci Boże, odparła. – Ale jeśliś poczciwy człowiek, tedy zrobisz, co powiem. Jutro będzie gonił za nami srogi nieprzyjaciel, pytać będzie, czyśmy tędy szły. Ty zaś odpowiedz, żeśmy właśnie szły, kiedyś siał pszenicę. – Dobrze – rzekł góral (a Kras się nazywał), ale nim się zdołał pokłonić, już jej nie było. Nazajutrz o świcie idzie na pole, a tu cud, bo gdzie wczoraj siał , bujają pszeniczne kłosy. Doleciał go tętent: spojrzy, a tu ćma Tatarów. Jeden przypada doń i pyta: - Powiedz człeku, czy nie widziałeś wczoraj pani Kingi? – Widziałem – odparł – szła tędy z siostrami, a właśnie siał pszenicę. Patrzy Tatar a tu pszenica dojrzała… i tak z tego wyszło, że albo Kinga była tu łońskiego roku, albo chłop kłamał. Tatarska pogoń zawróciła, a cudowne pole do dziś nazywa się Kras.

III
…. Gdy św. Kinga posłyszała wroga, pędzącego za nią, rzuciła poza siebie grzebień, a lasy gęste i wysokie wyrosły z ziemi i zasłoniły ją swym wieńcem. Biegła, aż znowu wrogowie zaczęli ją dopędzać. Wtedy za siebie rzuciła perłowy różaniec, a białe skały Pienin wyrosły z ziemi, zasłaniając ją. Znowu Tatarzy za nią. Rzuca więc zwierciadło, które się rozprysło, zmieniając się w wodę. Kinga ucieka Pieninami, a woda idzie za nią – wreszcie Dunajec przegryzł się przez pienińskie skały. Tak dotarła św. Kinga do zamku w Pieninach…

IV
…Tatarzy wytropili zamek i poczęli szturmować go od Pieniek. Zakonnice z trwogą posłyszały, że bój się zbliża. Kiedy ujrzały na skałach ćmę tatarską i strzały stamtąd lecące, schroniły się do kaplicy zamkowej. Jedynie św. Kinga nie zatrwożyła się. Padła na kolana, błagając Boga o litość. I została wysłuchana. Za kilka chwil spadła gęsta , czarna mgła, osłaniając zamek i oblężonych. Tatarzy widząc, że samo niebo osłania ich ofiarę zawyli dziko wypuścili strzały, ale te, przenosząc się we mgle ponad zameczkiem, raziły wojowników stojących po drugiej stronie. A tu pioruny biją, a ulewą wezbrany Dunajec rozrywa wątła zaporę – pieniński kamień ciężkim rumorem skalnym zawala doliny pokryte tatarską czernią. Co z tego nie zginęło w Pieninach , to poległo pod starym Sączem, gdzie dzielny rycerz Gery Szowarski z towarzyszącymi mu Węgrzynami, wysłany przez brata św. Kingi a króla węgierskiego Władysława na pomoc Leszkowi Czarnemu, zastąpił Tatarom drogę od strony Rytra i tak ich wytłukł, że Poprad krwią się zabarwił.